Wizja zero w praktyce, czyli jak powinien wyglądać bezpieczny przystanek


Opublikowane 18.10.2016

Dziś w okolicach Bartoszyc wydarzył się tragiczny wypadek. Dwóch chłopców wysiadających z autobusu chciało przejść na drugą stronę ulicy. Niestety, w tym samym momencie kierowca samochodu jadącego za autobusem, chciał ten autobus ominąć. Skończyło się tym, że kierowca wjechał w obu chłopców - jeden z nich nie żyje, a drugi jest ciężko ranny.

Czy można było tego wypadku uniknąć? W Polsce na ogół szukamy przyczyn i odpowiedzialności po stronie użytkowników dróg. Ktoś mógłby powiedzieć, że chłopcy powinni uważać i nie wychodzić na jezdnię zza autobusu (choć z przeciwnego kierunku nie nadjeżdżało żadne auto). Ktoś inny powiedziałby, że przecież kierowca powinien być ostrożniejszy - nie powinien omijać stojącego na przystanku autobusu i powinien spodziewać się, że część pasażerów może chcieć przejść na drugą stronę ulicy.

Niestety tym razem się nie udało. Nie zachowano ostrożności.

Wróćmy więc do pytania. Czy jednak można było tego wypadku uniknąć?

Doświadczenia innych krajów pokazują, że tak. W Szwecji i kilku innych europejskich krajach przyjęto politykę zarządzania transportem nazywaną Vision Zero - jako cel ustalono zero wypadków śmiertelnych na drogach. Cel może wydawać się nieosiągalny, jednak istotą rzeczy jest dążenie do tego celu i kraje, które tę politykę przyjęły, poprawiły bezpieczeństwo na drogach w sposób wyraźnie lepszy od krajów, gdzie takiej polityki się nie prowadzi.

Podstawowym założeniem Vision Zero jest przyjęcie, że żaden cel związany z mobilnością nie może być ważniejszy od życia i zdrowia człowieka. To założenie ma swoje głębokie konsekwencje - m.in takie, że wypadek nie jest traktowany jako coś, co po prostu się przydarzyło, trudno, ktoś popełnił błąd, “takie jest życie”, “mieli pecha” itp.

Jednym z filarów polityki Vision Zero jest założenie, że odpowiedzialność za funkcjonowanie w ruchu drogowym spoczywa nie tylko na użytkownikach, ale także na ustawodawcy i organizatorze ruchu - oni także powinni się zastanawiać nad tym, czy wypadek był do uniknięcia i w jaki sposób można byłoby jemu zapobiec lub maksymalnie zminimalizować prawdopodobieństwo, że do niego dojdzie oraz zminimalizować ewentualne skutki, gdyby jednak do wypadku doszło.

Rozwiązania, dzięki którym nie doszłoby do takiego wypadku istnieją*. Są dość proste i tanie w realizacji. Wymagają tylko (lub aż) zmiany w podejściu do myślenia o bezpieczeństwie.

Oto przykład z Niemiec:

Jak widać rozwiązanie jest bardzo proste. W tym miejscu nie wolno omijać autobusu. Trzeba poczekać aż autobus odjedzie i ludzie przejdą. Warto też zauważyć, że gdyby mimo wszystko, jakiś kierowca zdecydował się złamać przepisy i wyprzedzać pod prąd - piesi mogliby zatrzymać się bezpiecznie na azylu. Jedyna rzecz, która jest tu trudna, to przyjęcie, że piesi wysiadający z autobusu mają prawo od razu spokojnie przejść na drugą stronę jezdni i że kierowcy samochodów muszą zaczekać, aż autobus odjedzie.

Proszę też zwrócić uwagę, że nie proponuje się tu przejść podziemnych, które ze względu na schody są utrudnieniem dla wszystkich pieszych, ale dla części (z wózkami, na wózkach, starszych) są wręcz barierą nie do pokonania. Są także nieporównywalnie bardziej kosztowne i terenochłonne.

Czy nadszedł już moment, kiedy zaczniemy w Polsce cenić prawo do życia i zdrowia wyżej niż prawo do szybkiej jazdy?

*) Są kraje, gdzie podejście jest jeszcze bardziej radykalne. Tu znajdziecie przykład z Danii, gdzie autobus zatrzymujący się na przystanku blokuje ruch samochodów w obie strony.